15 lutego 2010

Wybrał PZU zamiast auta

Teraz chce zwolnić z PZU 2,3 tys. osób. - Wszystko mi się zawsze udawało - mówi szef PZU, Andrzej Klesyk

Prezes PZU jest mistrzem w tańcach towarzyskich - klasa "S". 50 wygranych turniejów na 120 startów. Ostatni konkurs, półfinały mistrzostwa Polski w 1990 r., tańczy ze złamaną ręką. Wygrywa. - Wszystko mi się zawsze udawało - mówi Klesyk, ale w jego głosie nie czuć arogancji. Wspomina, że w szkole średniej chciał zostać aktorem. Ale na warszawską PWST się nie dostaje. Do tej pory jest wdzięczny Janowi Englertowi za to, że go wtedy nie przyjął.

Na KUL zaczyna studiować filozofię, ale kończy ekonomię. Z najlepszym wynikiem na roku. Kilka razy w tygodniu jeździ do Warszawy pracować w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych. To tam koledzy namawiają go do wyjazdu za ocean. Buty tancerza odwiesza na hak i jedzie na praktyki do amerykańskich banków.

Zdaje na Harvard Business School - "list informujący o przyjęciu na studia przychodzi 2 maja 1991 r." - ale nie ma za co ich opłacić. Koszt: na początek, bagatela, 80 tys. dol. W ostatniej chwili, już po dniu zapisów, dostaje stypendium. Zasady są proste: po każdym semestrze odpada 10-15 proc. studentów. Bez względu na wyniki. Ciśnienie jest ogromne, bo nikt nie chce wypaść z gry. Przez pierwsze miesiące śpi po trzy godziny na dobę.

Kolegów pyta, jakie są najlepsze firmy. Wymieniają trzy: Goldman Sachs, PMG i McKinsley & Co.

- Ale chłopak z Polski nie ma tam szans - dodają. W banku inwestycyjnym pracować nie chce, więc Goldmana z góry skreśla. Dostaje się i do PMG, i do McKinsleya. Wybiera drugą, bo płacą dwa razy więcej niż wpierwszej.

Po studiach jako jeden z pierwszych Polaków ma dyplom MBA w Harvard Business School - chce zostać na Zachodzie. Na siedem lat trafia do londyńskiego McKinsleya.

Pod koniec lat 90. coraz częściej przyjeżdża do Polski. Najpierw współtworzy Handlobank, nieistniejące już detaliczne ramię Banku Handlowego. Potem zakłada jeden z dwóch pierwszych banków internetowych - Inteligo, przejęty później przez PKO BP. Wreszcie trafia do Boston Consulting Group, jednej z najbardziej prestiżowych firm doradczych. Zostaje dyrektorem oddziału w Warszawie. Przygotowuje pierwsze projekty dla PZU, m.in. koncepcję sprzedaży polis przez internet. Ląduje ona w śmietniku, kiedy władzę w PZU przejmuje namaszczony przez PiS Jaromir Netzel.

Klesyk walczy o fotel prezesa PKO BP. Konkurs wygrywa. Nawet dwukrotnie. Ale nie zostaje powołany na stanowisko. Nie zgadza się na to zdominowana przez PiS rada nadzorcza spółki. Ta sama, która konkurs zorganizowała. W Ministerstwie Skarbu, kierowanym przez Wojciecha Jasińskiego, Klesyk słyszy tylko, że były podejrzenia o jego współpracę z brytyjskim wywiadem. Bo jak inaczej mógł dostać pozwolenie na pracę w Wielkiej Brytanii.

Po wygranych przez PO wyborach nowy minister skarbu Aleksander Grad na prezesa PZU powołuje Klesyka. - Zna rynek ubezpieczeniowy i bankowy. Daje gwarancję, że PZU będzie się dobrze rozwijać i będą realizowane projekty które były odkładane - zachwala Grad. Pod koniec ubiegłego roku Ministerstwo Skarbu po dziesięciu latach sporu podpisało porozumienie z holenderskim Eureko. Obie strony przyznawały, że ugoda nie byłaby możliwa bez udziału Klesyka. - To on był architektem tego porozumienia - mówi osoba znająca kulisy negocjacji.

Teraz Klesyk ma przygotować PZU do wejścia na giełdę jeszcze w tym półroczu. Firma ma gigantyczne zyski, ale prezes chce ją zrestrukturyzować, bo ma wysokie koszty i traci udziały w rynku. Stąd pomysł ze zwolnieniami grupowymi. - Jeśli mu się uda przekonać do tego związki zawodowe, będzie mistrzem świata - mówi nasz rozmówca, który w PZU spędził 20 lat.

A co potem - Odchodząc, chciałbym zostawić PZU na właściwym torze. Tak, żeby już nic ani nikt nie dał rady go z tej drogi zawrócić - mówi Klesyk.

(Marcin Bojanowski, Gazeta Wyborcza, 15 lutego 2010 r., wybrane fragmenty)

Zamknij